Pierwsze dni

Czy potrafię być Twoją Mamą?

Magdalena Polaszewska-Nicke

Czekając na narodziny dziecka, rodzice snują różne wyobrażenia na temat swego maleństwa i własnej relacji, jaką chcieliby z nim zbudować. W rzeczywistości właśnie wtedy, gdy nasz umysł zaczyna w mniej czy bardziej świadomy sposób zajmować się przygotowaniami do rodzicielstwa, ta relacja już zaczyna się zawiązywać. Jej koloryt będzie miał zasadnicze znaczenie dla rozwoju dziecka od pierwszych chwil jego życia, będzie też silnie powiązany z przeróżnymi stanami doświadczanymi przez mamę i tatę malucha, którzy powoli zaczynają stawać się rodzicami. Donald Winnicott, przenikliwy znawca tego tematu, twierdził wprost, że nie sposób mówić o dziecku i jego matce jako o odrębnych, niezależnych bytach, ponieważ ich wzajemne stosunki, bliskość, reakcje, myśli i emocje doświadczane, kiedy są razem i gdy się rozstają, głęboko osadzają się w każdym z nich jako część nich samych. W ten sposób każde z nich kształtowane jest poprzez tę wzajemną relację. Zatem mama staje się zawsze mamą w kontekście jej relacji z tym a nie innym dzieckiem, a dziecko staje się sobą w kontekście bardzo konkretnej relacji z tą, a nie inną, mamą. Czyli indywidualne cechy mamy i dziecka będą odgrywały kluczową rolę w ich relacji i nie tylko decydowały o jej specyfice i jakości, ale kształtowały ich jako osoby.

Natura doskonale wyposażyła nas w pełną gotowość do zbudowania tego najważniejszego w życiu związku. Noworodek przychodzi na świat z dobrze rozwiniętymi zmysłami, wrażliwością na dotyk, umiejętnością nawiązywania dialogu z rodzicem i sygnalizowania potrzeb. Mama i tata mają natomiast do dyspozycji coś, co za parą niemieckich badaczy Mechthild i Hanusa Papoušek, można nazwać „intuicyjnym rodzicielstwem”. Jak wskazują obserwacje prowadzone na całym świecie, dzięki wrodzonym reakcjom każdy dorosły człowiek ma potencjał do opiekowania się swym potomstwem. W kontakcie z niemowlęciem wręcz automatycznie dostosowujemy zazwyczaj swe zachowanie do potrzeb i możliwości dziecka. Pochylamy się nad nim na odpowiednią dla niego odległość, zmieniamy tonu głosu na zdecydowanie wyższy, dostosowujemy tempo ruchów do ruchów dziecka, kołyszemy je po wzięciu na ręce, a kiedy trzymamy, zazwyczaj robimy to po lewej stronie – przy sercu. Dzięki harmonijnemu „tańcowi” odbywającemu się pomiędzy matką a dzieckiem podczas zwyczajnych czynności, takich jak zabiegi higieniczne, zabawa czy karmienie, oboje uczą się siebie i dostosowują swe zachowanie do zachowania partnera. Na przykład, kilkudniowe dziecko zaczyna się orientować, że nie musi bardzo długo czekać, by przywołać mamę czy tatę, rodzice zaś z dnia na dzień coraz lepiej orientują się w sygnałach płynących od dziecka i dzięki temu coraz łatwiej jest im odpowiadać na nie zgodnie z potrzebami maluszka.

Jednak na przebieg tego wspólnego „tańca” wpływa szereg czynników, nad którymi nie zawsze się zastanawiamy, a które bardzo mocno zmieniają naszą percepcję relacji z dzieckiem, oddziałując na naszą i dziecka gotowość do przeżywania we wzajemnym kontakcie różnych stanów, np. radości i ukojenia. Każdy rodzic i dziecko wnoszą bowiem do wspólnego związku jakiś bagaż.

Stan zdrowia dziecka, jego poziom wrażliwości i dojrzałość fizyczna będą miały ogromne znaczenie dla tego, jak dziecko będzie sygnalizowało swe potrzeby, jak dalece będzie odporne na bodźce mało przyjazne, jak szybko będzie w stanie oswajać się ze światem poza łonem matki. Rodzic z kolei wnosi do swego związku z dzieckiem spore bogactwo własnej historii życia, zwłaszcza tej historii, która dotyczy jego dzieciństwa i przeżyć w kontaktach z własnymi rodzicami.

Narodziny dziecka (w zasadzie już okres ciąży) aktywują w matce i ojcu nieświadome wspomnienia z okresu wczesnego dzieciństwa, wyzwalając obrazy czy doznania dotyczące ich samych jako maleńkich dzieci, doświadczających radości, ukojenia, ale i smutku, samotności, bezradności czy strachu. W rodzicach niemowlęcia zaczynają wtedy rezonować z niezwykłą intensywnością doznania powiązane z tym, w jaki sposób się nim opiekowano (czy troskliwie, pospiesznie, czule, z dystansem…), jaki koloryt miały ich relacje z najważniejszymi opiekunami. W dodatku pewne sytuacje, zachowania, stany pojawiające się tu i teraz u własnego dziecka, takie jak płacz, domaganie się bliskości rodzica, mogą silniej aktywować te wczesne doświadczenia. Wszystkie te elementy tworzą coś w rodzaju „chmury” przeróżnych treści wokół nowonarodzonego malucha. Specjaliści, opisując takie zjawisko, mówią czasami o „duchach nad kołyską”, które przenikają różne sfery funkcjonowania pary rodzic-dziecko i niepostrzeżenie wpływają na ich interakcje. Pochodną tych przeżyć są w jakimś sensie także wyobrażenia i oczekiwania dotyczące siebie w roli rodzica i samego dziecka, jego rozwoju czy przyszłości. Na ich kształt ma też wpływ aktualna sytuacja życiowa rodziców, ich relacja partnerska, wsparcie otoczenia, a nawet sytuacja materialna czy mieszkaniowa. Te sprawy mogą bowiem być źródłem dodatkowego zmęczenia, stresu czy niepokoju przeżywanego z pozoru poza relacją z dzieckiem, ale jednak i na niej odciskającym swe piętno.

Samo wejście w rodzicielstwo, w sytuację najbardziej intymnej, pełnej niewypowiedzianych przeżyć wynikających z relacji z drugim człowiekiem, zwłaszcza bardzo maleńkim, całkowicie zależnym od rodzica, to zadanie ogromne i wymagające postawienia w stan gotowości wszelkich naszych zasobów. Dlatego właśnie doświadczenie to aktywuje to, co najlepsze, i to, co najboleśniejsze, w naszym istnieniu. Nie tylko dzieciństwo, ale też inne wydarzenia, przeżyte w późniejszej fazie życia, takie np. jak choroby, straty osób bliskich, wszelkie urazy emocjonalne, które położyły się cieniem na poczucie bezpieczeństwa matki czy ojca i nadszarpnęły ich stabilność psychiczną, mają znaczenie. Także i one w obliczu narodzin dziecka mogą wywołać nieoczekiwane, czasem trudne do zrozumienia i przykre doznania i zachowania. Pojawić się może wtedy poczucie winy, niekompetencji, wyczerpanie, a wręcz wrażenie bycia więźniem pragnień i wymagań dziecka. Towarzyszyć temu mogą wątpliwości dotyczące poczucia tożsamości matki czy ojca. Przypuszcza się, że czasami relacja z dzieckiem jest swego rodzaju „wyzwalaczem” specyficznych zakłóceń w funkcjonowaniu rodziców o różnym natężeniu, przejawiających się na przykład nadmiernym niepokojem o stan dziecka czy własny, poczuciem bezsilności czy zobojętnienia, złością itp. Nieraz stany te przybierają postać, np. depresji poporodowej.

Na takie doświadczenia, przejawiające się w różnych obszarach kontaktów z dzieckiem, może być narażony nawet najbardziej troskliwy i czuły rodzic, nie są one zależne od jego woli, a ich źródło leży nieraz daleko poza bieżącą chwilą. Często ogniskują się one wokół takich podstawowych tematów jak bliskość fizyczna, (np. na ile chcę, na ile potrafię obdarzać nią swe dziecko), czas czy uwaga poświęcane różnym czynnościom w opiece nad dzieckiem, karmienie dziecka (np. wybór sposobu karmienia, nadmierna koncentracja i niepokój wokół karmienia itd.), czy lęk przed skrzywdzeniem dziecka. Często mamy przeżywające trudności w odnalezieniu się w swym macierzyństwie z różnych powodów, mniej lub bardziej świadomie stawiają sobie wobec dziecka bardzo fundamentalne w tym punkcie życia pytania: Czy potrafię być dla ciebie dobrą mamą? Czy umiem spełnić twoje oczekiwania? Czy mogę być dobrą mamą, jeśli mam wątpliwości? Co poza mlekiem mogę ci dać? Czy mogę się przyznać, że karmienie czy inne sprawy dotyczące opieki nad tobą to dla mnie nic przyjemnego, że to koszmar, że coś budzi we mnie złość albo odpycha?

Z pozoru zdajemy sobie sprawę, że nikt nie staje się rodzicem z dnia na dzień, w jednej magicznej chwili narodzin dziecka. Wiemy, że jest to proces, niekiedy wymagający długiego czasu dojrzewania, czasem utrudniony, gdy dziecko rodzi się przedwcześnie, gdy jest chore, gdy z narodzinami pojawia się lęk o jego życie. Wiemy też, że każda mama czy ojciec popełniają błędy, ucząc się swych ról. Nie istnieje coś takiego jak idealna harmonia pomiędzy dzieckiem a matką, a liczy się to, by dobrych chwil było jak najwięcej, choć nie wszystkie takie mogą być. Na przykład, karmienie dziecka mlekiem modyfikowanym z butelki nie osłabia możliwości zapewnienia dziecku bliskości i wyposażenia go w poczucie bezpieczeństwa, dzięki zbudowaniu dobrej relacji przywiązania. Z kolei sam fakt karmienia piersią nie daje gwarancji, że relacja matka-dziecko ukształtuje się prawidłowo. Mimo tej wiedzy, trudno osiągnąć spokój, kiedy każdy dzień przynosi nowe wątpliwości, przykre emocje i myśli, a poczucie porażki i wyczerpania pogłębiają się. Czasami z pozoru wszystko układa się dobrze, ale coś utrudnia przeżywanie radości z bycia rodzicem, a maluszek zaczyna przejawiać drobne trudności w swym funkcjonowaniu, ma problemy ze snem, z jedzeniem, wydaje się szczególnie nerwowy. To także może wiązać się z ukrytymi przed naszą świadomością i uwagą tematami, o których była mowa wyżej.

W takich sytuacjach, kiedy czujemy się niepewnie, pojawiają się w nas uczucia i myśli, które nas zaskakują, kiedy mamy poczucie, że coś po prostu jest „nie tak”, warto poszukać kogoś, z kim będziemy mogli swobodnie porozmawiać i podzielić się swym niepokojem. W zależności od nasilenia trudności, czasem może to być po prostu bliska osoba, partner czy przyjaciółka, bądź ktoś bardziej neutralny, jak położna czy doradca laktacyjny. Silna potrzeba uzyskania potwierdzenia własnych kompetencji i dowartościowania w roli matki, to naturalny element wchodzenia w macierzyństwo i ojcostwo. Dobrze jest, gdy osoby towarzyszące wtedy rodzicom naprawdę to rozumieją.

Nie zawsze jednak chcemy i możemy korzystać z pomocy najbliższego otoczenia. Warto wtedy poszukać bardziej specjalistycznego wsparcia, na przykład psychologa, który zajmie się nie tylko stanem dorosłego, ale swą uwagą obejmie parę – rodzica wraz z dzieckiem, a nawet całą rodzinę. W tego typu sytuacjach najlepsze efekty terapeutyczne osiąga się, jeśli uwzględnimy to, jak złożone mogą być źródła problemów doświadczanych w aktualnym czasie. Jeżeli bowiem uznać, że zakłócenia takie jak trudności ze spełnianiem podstawowych czynności opiekuńczych, czy poczucie przeciążenia, aż po depresję poporodową, w wielu przypadkach mają charakter zaburzeń o charakterze relacyjnym, ich leczenie powinno być ukierunkowane na relację matka-dziecko czy ojciec-dziecko, bądź na całą trójkę, nie na samą matkę czy ojca. Na słuszność takiego stwierdzenia wskazują badania dotyczące leczenia i wspierania kobiet, u których wystąpiła depresja poporodowa. Objęcie pomocą wszystkich partnerów relacji, jeśli zachodzi taka potrzeba, przynosi szansę na szybką poprawę. Jeśli decydujemy się na korzystanie z tego rodzaju pomocy, która wcale nie musi być długotrwała, specjalista pomoże poszukać powiązań pomiędzy przeszłością a teraźniejszością w celu pogłębienia zrozumienia własnej sytuacji i ustosunkowania do dziecka, ale i rozumienia przeżyć dziecka, pokazujących się w jego reakcjach. Dzięki obecności dziecka w trakcie rozmów ze specjalistą, można lepiej skoncentrować się na relacji z dzieckiem. Taka sytuacja pozwala też na pełniejszą ekspresję określonych interakcji między rodzicem a maluchem. Efekty tego rodzaju pracy mają swe odbicie w różnych obszarach, daje ona bowiem rodzicowi m.in. poczucie zwiększonego zaufania do własnych możliwości i pogłębia zrozumienie dziecka, pomaga też otworzyć się na całą paletę przeżyć, zarówno negatywnych, ale i pozytywnych, w kontakcie z dzieckiem. Nade wszystko zaś po prostu pomaga zrozumieć siebie i własne dziecko, a dzięki temu wyposaża także mamę i tatę na przyszłość, ponieważ sprawia, że konfrontacja z napotkanymi w kolejnych latach wyzwaniami rodzicielskimi stanie się inspiracją do refleksji i poszukiwań, a niekoniecznie zaczątkiem kolejnego kryzysu.

 

Artykuł pochodzi z 4. numeru gazetki „Mam(y) wcześniaka”

WRÓĆ DO LISTY ARTYKUŁÓW